piątek, 11 stycznia 2008

cydonia oblonga

Na szczycie mej wieży melancholii
z cieniem długim i niespokojnie-spokojnym jak u de Chirico
siedzę na przegniłym krześle

ognia do papierosa nikt mi nie poda
nie ma nikogo, kogo mógł bym nienawidzić
komu w twarz splunąć w przypływie nagłego uniesienia

Siedzę tu i obserwuję przesuwające się cienie
liczę ze któryś z nich z moim się zetknie


Zmrok nadchodzi
jest 12 lipca
cieni nie widzę, nie śpię i w niebo patrzę
tam

wśród spadających gwiazd i księżyca
Lipcowa Wenus

oślepia mnie
świeci ciągnąc za sobą ogon cienia


ze szczytu mej wieży nie obserwuję już przesuwającego się cienia
skierowałem lunetę w oczy jasnych świateł
staję na palcach i ręce do południowo wschodniego wyciągam nieba

Bogini,

zejdź z nieba i pigwę mi podaruj!






Gustaw