czwartek, 8 listopada 2007

wstałem dziś rano i spojrzawszy za okno, zobaczyłem czego spodziewać się nie mogłem. Deszcz malował podwórze na jeszcze ciemniejszy odcień szarości...

Ranek

Dreszcz

pożoga

ścieżki zwątpienia.

Wstaje nagi, spocony,
zęby szczoteczką wymyję

Wyjdę, minę tą
stara kobietę z gazetą w ręce
wezmę ją
nie przeczytam
tak jak nie przeczytałem wczoraj
i nie przeczytam jutro

Dlaczego...

bo ja to też ....
proszę Pani
proszę... Pani....

p.....




gustaw

1 komentarz:

K. pisze...

kureskom się popuakał na tym wierszykje popartym w naddatku wizerunkiem Yaroslava S. (?) wsiadającego do rozklekotanego Ikarusus zdążającego pewnie wprost do piekła, tam gdzie fszyscy ostatecznie skończymy, my skłuci cierniem miłości, skuci wódką z red bullem i innym gównem nie pozwalającym mi po nocach spać
Ach gdybyż choś kometa harleja uderzyła w ten glob i rozjebała jakąś kratkę ściekową na Cidrze - to bym choć przestała czuć i spaliłoby cierń palący duszę mom ognistom energiom z saturnu!

łączę się w dekadenckim bólu oraz porzondaniu z wami, o siefcy praft!